sobota, 28 września 2013

Dieta na Spalanie Tkanki Tłuszczowej wg. McDonalda cz.1

(c) Lyle McDonald "The Fundamentals of Fat Loss Diets Part 1", tłumaczenie: Daniel Kubieniec

Ostatnio dosyć często otrzymuję pytanie: „Jaka jest według Ciebie optymalna dieta na spalanie tkanki tłuszczowej?” bądź: „Jak wyglądałby dieta dla osoby, które nie chce analizować obsesyjnie każdego szczegółu?”

To bardzo dobre pytanie. Choć mógłbym odpowiedzieć w czterech zdaniach, napiszę pełny artykuł, w którym wyjaśnię podstawowe warianty diety na spalanie tkanki tłuszczowej. W kilku miejscach będę podawał linki do innych podstron, na których dane zagadnienia są opisane dokładniej.

Zważywszy na fakt, że artykuł jest dość długi, podzielę go na dwie części. Dziś skupię się na tych zagadnieniach, które wywołują największe spory. W drugiej części przedstawię pozostałe elementy, które pomagają mi w opracowaniu gotowego szablonu diety na spalanie tkanki tłuszczowej.



Podstawy dietetyki a koncepcje zaawansowane


Zamiast poznać podstawowe zasady diety spalającej tkankę tłuszczową ludzie szukają najbardziej szalonych i niedorzecznych sposobów. Widzę taką tendencję zarówno w odniesieniu do planów treningowych jak i planów żywieniowych. Wkład w ten cały mętlik ma branża fitness, która sprzedaje się głównie dzięki nadmiernemu skomplikowaniu prostych koncepcji. Dla większości osób starających się spalić niechcianą tkankę tłuszczową zbytnie kombinowanie nie jest konieczne.

Osoby zaczynające swoją przygodę z siłownią często rzucają się na zaawansowane programy nie mając zbudowanych solidnych fundamentów siłowych. Analogicznie na ich podświadomość lepiej działają zagmatwane i wieloaspektowe plany diet masowych i redukcyjnych, podczas gdy podstawowa wiedza dietetyczna kuleje. Prawdopodobnie ja także przyczyniłem się do popularyzacji tego zjawiska, gdyż od czasu do czasu pisze książki o dosyć skomplikowanej treści (np. Ultimate Diet 2.0).

Mądre przysłowie mówi, że na wszystko jest czas. Osoby szczupłe i umięśnione chcące spalić tkankę tłuszczową do ekstremalnie niskich wartości natrafiają na liczne problemy – wówczas to analiza najdrobniejszych aspektów jest nieraz niezbędna aby osiągnąć sukces. Dla przykładu, UD2 jest książką zaawansowaną dla osób zaawansowanych, które wiele lat poświęciły na poznawanie fundamentów dietetyki. Nie znajdziesz w niej opisów pojęć podstawowych. Jeżeli nie masz w małym palcu głównych koncepcji odżywiania, nie jesteś gotowy na testowanie na własnej skórze zawartych tam zaawansowanych planów. Niestety, to nie zatrzymuje ludzi aby od czasu do czasu spróbować.

Koniec końców, to znajomość podstaw diety i treningu decyduje o sukcesie. Dopóki nie poznasz zasadniczych koncepcji, stosowanie najbardziej zaawansowanych podejść nie zrobi ci różnicy. Co więcej, patrząc z szerszej perspektywy, gdy już poznasz fundamenty, zaawansowane teorie nie są tak straszne i trudne. W specyficznych sytuacjach martwienie się o detale ma sens (naturalni kulturyści o niskim poziomie tkanki tłuszczowej którzy chcą zredukować tłuszcz do jeszcze bardziej ekstremalnych wartości), w innych po prostu nie jest to istotne.

Napiszę trochę na marginesie, że istnieje kilka typów osobowości, które prognozują jak dana osoba podchodzi do tego tematu. Niektórzy (w tym autor) maja do tematu dietetyki i treningu podejście odrobinę obsesyjno-kompulsywne: chcą mieć w diecie, każdy szczegół „dopięty na ostatni guzik”, jak to określił Dan Duchaine. Chcą aby plany dietetyczno-treningowe były rozpisane jasno i wyraźnie, z takimi drobiazgami jak podane w sekundach przerwy między seriami czy rozpisane w miligramach dawkowanie aminokwasów. Co zadziwiające, osoby te chcą otrzymywać równie szczegółowe rozpiski bez względu na to, czy taka skrupulatność ma znaczenie dla ich wyników czy nie (zazwyczaj nie).

Z drugiej strony mamy osoby szukające prostych rozwiązań, dla których duża ilość szczegółów jest zniechęcająca. Wiele osób znajduje się pośrodku tej skali – chcą jasno przedstawionych wytycznych, dzięki którym osiągną cel, jednak bez zagłębiania się w detale. Zbaczam tu jednak nieco z tematu.


Spalanie Tkanki Tłuszczowej w 4 krokach


Ok, zanim wejdę w szczegóły, oto wytyczne za pomocą których ustalam najprostszy program diety na spalanie tkanki tłuszczowej. Kolejność poniższych kryteriów jest ważna:

1. Stwórz odpowiedni deficyt kaloryczny / ustal spożycie kalorii na właściwym poziomie
2. Ustal ilość spożywanego białka
3. Ustal ilość spożywanych tłuszczy
4. Cała reszta zależy od różnych czynników

Osoby czytające moje książki rozpoznają ów schemat i wiedzą, że skupiam się głównie na punktach 1-3, ostatni punkt analizując w kontekście danej sytuacji. Na razie spójrzmy na pierwsze zagadnienie, pozostałe punkty skomentuję w kolejne części.

 

Stwórz odpowiedni deficyt kaloryczny / ustal zapotrzebowanie kaloryczne


OK, temu kryterium poświęcę najwięcej miejsca, ponieważ stwarza najwięcej kontrowersji. Ostatnimi czasy w światku fitness na nowo zdobywa popularność idea, jakoby kalorie się nie liczyły a zasady termodynamiki nie działały na człowieka. Koncept ten powrócił na salony dzięki kilku popularnym a jednocześnie bardzo zwodniczym książkom. Aktualnym trendem wśród wielu "autorytetów" jest promowanie koncepcji wedle której równanie bilansu energetycznego człowieka (Bilans Energetyczny - przyp. tłum.) zawiera błędy. Zajmowałem się szerzej tym problemem jakiś czas temu w artykule The Energy Balance Equation.

Jeżeli nie możesz poświęcić więcej czasu i zapoznać się z tym artykułem w całości, podpowiem, że ludzie twierdzący iż bilans "kalorii spożytych" kontra "kalorii użytych" nie ma znaczenia dla masy ciała, budowania mięśni czy spalania tkanki tłuszczowej, po prostu nie rozumieją równania bilansu energetycznego. Widziałem już wręcz histeryczne przypadki udowadniania tej teorii na forach sportowych, jednak jak się okazywało ludzie zabierający głos nie mieli zielonego pojęcia o czym mówią. Problemem nie jest błędny wzór bilansu energetycznego, ale fakt, że ludzie go nie rozumieją. Aby dowiedzieć się więcej przeczytaj artykuł.

Prawda jest prosta - JEDYNYM sposobem aby zmusić organizm do użycia przechowywanej energii (czyli tkanki tłuszczowej) jest zachwiania równowagi pomiędzy energią spożytą (z pożywienia) a energią zużytą (jak zaraz zobaczysz są różne sposoby aby to zrobić), nic innego się nie liczy.

 

Tworzenie deficytu kalorycznego: różne ścieżki do tego samego celu


Jest wiele sposobów aby zwiększyć ilość energii zużytej w stosunku do energii, którą spożywamy. Każdy z poniższych sposobów działa w różnym stopniu i efektywności, dlatego można wyrobić sobie fałszywą opinię, że spalanie tkanki tłuszczowej to coś więcej niż "kalorie spożyte" vs "kalorie użyte". Zasada ta jest jednak stała i niezmienna.

Najbardziej tradycyjnym sposobem redukcji wagi jest spożywanie mniejszej ilości jedzenia. Im mniej żywności strawionej, tym mniej energii dostarczanej organizmowi. Ten sposób musi działać, w końcu mniej jedzenia oznacza mniej kalorii a więcej jedzenia to więcej kalorii.

Kolejny sposób to zmiana jakości konsumowanego pożywienia. Ten element wprowadza mały czynnik zamieszania do teorii, gdyż ludzie często zapominają o jednym (co w szczegółach opisałem w artykule Is a Calorie a Calorie): spożywanie pewnego rodzaju pokarmów syci nas bardziej i utrudnia przejedzenie się. Z drugiej strony istnieją typy pokarmów, które możemy spożywać długo, zachłannie i w sporych ilościach.

Jeśli zmiana nawyków żywieniowych sprawi, że dana osoba zje mniej, wówczas prowadzi to do oczywistej redukcji tkanki tłuszczowej. Łatwo pomylić skutek z przyczyną i skorelować spalanie tłuszczu nie ze zmniejszonym spożyciem energii a z konsumpcją danego typu żywności. To nie jakość żywności sama w sobie sprawia, że następuje spalanie tkanki tłuszczowej; to zmiana ilości spożywanych kalorii spowodowana zmianą jakości spożywanych potraw.

Wspomnę również, że zmiana makroskładników diety ma pewien drobny wpływa na wydatkowanie energii. W większości przypadków zmiana polegająca na wykluczeniu węglowodanów lub tłuszczy, nie czyni cudów. Różnica w termogenezie poposiłkowej (Termogeneza poposiłkowa - przyp. tłum.) węglowodanów i tłuszczy to niecałe 3%, więc zamiana jednej żywności na drugą, da w przypadku 100 kalorii uzyskanych z pożywienia zaledwie 3 kalorie różnicy w wydatku energetycznym organizmu.

Zaznaczę, że węglowodany mają termogenezę 6% w porównaniu do 3% tłuszczy. Efekt jest wiec niezauważalny, chyba, że patrzymy na kompletną zmiany diety. Powtórzę jeszcze raz, jeżeli zastąpisz 100 kalorii z tłuszczy kaloriami z węglowodanów, dziennie spalisz zaledwie 3 kcal więcej. Jeżeli zastąpisz dziennie 1000 kalorii tłuszczy węglowodanami spalisz 30 kalorii więcej czyli co 116 dni zredukujesz tkankę tłuszczową o dodatkowe 400 gramów. Pod kątem wydatkowania energii nie jest to gra warta świeczki.

Jeżeli ktoś teraz rzuci argumentem dotyczącym glukoneogenezy w dietach ketogenicznych, od razu zakontruję - różnice są minimalne i znikają po 2-3 tygodniach (gdy ciało dostosuje się do ketonów jak źródła energii). Wydatki energetyczne w obu przypadkach w końcu wyrównują się.

Badania Brehma wykazują, że podstawowa przemiana materii jest identyczna zarówno przy diecie niskowęglowodanowej jak i diecie wysokowęglowodanowej. Termiczny efekt żywności był co prawda wyższy w grupie węglowodanowej. Gdyby diety ketogeniczne miały metaboliczną przewagę w kontekście większego wydatku energii, ktoś do tej pory zdołałby to zmierzyć metodami naukowymi. Nikt tego nie zrobił i zrobić nie zamierza, żadne teoretyzowanie nie zmienia faktu, że taki koncept nie jest poparty wynikami eksperymentów.

Zważywszy, że białko wywiera największy efekt termogenezy poposiłkowej, zwiększenie spożycia protein kosztem tłuszczy czy węglowodanów zwiększy automatycznie zapotrzebowanie organizmu an energię. Aby ta różnica była widoczna, musisz dokonać naprawdę dużej zmiany. Nadmienię również, że białko jest najbardziej sycącym makroskładnikiem. Badania potwierdzają, że osoby, które zwiększają ilość białka w diecie jedzą ogólnie mniej kalorii. Ten fakt może wprawić analityka w zakłopotanie - wygląda na to, że to białko stoi za całą magią odchudzania. To również nie prawda. Spalanie tkanki tłuszczowej to efekt zwiększonego spożycia sycącego białka, co oddziałuje na wyniki bilansu po stronie "kalorii spożytych". Drobna wątpliwość, która potrafi zmylić.

Kolejny sposób na zwiększenie wydatków energetycznych to aktywność fizyczna. Postaram się napisać pełny artykuł na temat wpływu ćwiczeń fizycznych na spalanie tkanki tłuszczowej (jest to naprawdę skomplikowany temat i zabrałby tutaj zbyt dużo miejsca). Aktywność fizyczna to bardzo dobry sposób na redukcję tłuszczu, nie tylko zwiększa się zapotrzebowanie na energię i tym samym wydatek energetyczny organizmu, ale ćwiczenia wpływają na jakość procesu utraty wagi (spalanie tłuszczu zamiast mięśni) i mogą wpływać na apetyt (w zależności od kontekstu - pozytywnie lub negatywnie). Brak mi miejsca by rozpisywać się tutaj, jednak artykuł ilustrujący owe zagadnienie wkrótce powstanie.

Mogę stwierdzić, że w kontekście spalania tkanki tłuszczowej problemem większości ludzi jest zbyt mała ilość energii zużytej w trakcie wysiłku fizycznego. Na ironię zakrawa fakt, że osobami, które w trakcie ćwiczeń spalają najwięcej tłuszczu są zawodowi sportowcy, którzy zazwyczaj nie muszą się odchudzać. W rzeczywistości standardowy godzinny trening "statystycznego Jasia" nie jest w stanie spalić dużej ilości kalorii. Najlepszym narzędziem w długoterminowym planie spalania tkanki tłuszczowej jest po prostu ograniczenie spożywania kalorii, lub kombinacja zmniejszonego spożycia kalorii i ćwiczeń fizycznych.

Zanim w dziale komentarzy zaczniesz pisać jak to wszystkie powyższe informacje są błędne i termodynamika nie obowiązuje istot ludzkich, rozważ dwie rzeczywistości:

1. Liczba osób, które zredukowały tkankę tłuszczową twierdząc, że zasady termodynamiki nie działają: zero
2. Liczba osób, które zredukowały tkankę tłuszczową tworząc deficyt kaloryczny na któryś z powyższych sposobów: wszystkie.

Koniec dyskusji.

Oczywiście, ktoś może mi wskazać osoby, które spaliły tłuszcz bez liczenia kalorii, jednak każda z nich bez wątpienia zmieniła jakiś element w diecie - coś co sprawiło, że spożywali mniej jedzenia. Wciąż to ja mam rację: osoby te dostarczały do organizmu mniej kalorii niż zużywały. Do swojego celu dotarły w inny sposób, który nie przypominał bezpośredniego "liczenia kalorii", jednak wciąż o sukcesie decydował deficyt kaloryczny.

Proszę, nie myśl tylko, że nie chciałbym aby było inaczej i magiczne odchudzanie było realne. Z chęcią rozpisałbym Ci dietę na spalanie tkanki tłuszczowej, w której nie trzeba tworzyć deficytu kalorycznego i która jest super przyjemna i bezstresowa. I jeśli kiedyś obejdę podstawowe prawa fizyki i taka magia zadziała, zostanę miliarderem. Zanim to nie nastąpi, redukcja tłuszczu będzie wiązać się ze stworzeniem dysproporcji pomiędzy energią jaka pobieramy a tą, która wykorzystujemy. Może nie to chciałeś usłyszeć, ale tak wygląda rzeczywistość.

 

Ustalanie liczby kalorii


Ok, możemy przejść do sedna. Jak zatem ustalić ilość kalorii w standardowej diecie na spalanie tkanki tłuszczowej? Wartość jaką propaguję od lat to 22-26 kcal na kilogram masy ciała. W artykule How to Estimate Maintenance Calories do pewnego stopnia wyjaśniłem skąd pochodzą te liczby. Jednym zdaniem - liczba ta oznacza redukcję o 20% Podstawowej Przemiany Materii szacowanej na ok. 33 kcal na kg masy ciała.

Odnotuję, że tak wygląda podstawowy deficyt na najprostszej diecie, wielkość deficytu omówiłem szerzej w artykule Setting the Deficit – Small, Moderate or Large, istnieją różne zalety i wady stosowania dużych i małych deficytów kalorycznych. W tym miejscu jednak skupiam się na podstawowych zagadnieniach.

Generalnie 22-26kcal to dobry punkt wyjścia do układania planu diety na spalanie tkanki tłuszczowej. Proszę odnotować, że to tylko i wyłącznie punkt wyjścia, który musi zostać skorygowany w oparciu o rezultaty. Osoby o dużej dziennej aktywności fizycznej mogą potrzebować znacznie więcej energii, osoby z mniejszą aktywnością mogą potrzebować znacznie mniej.

Aktualnie ludzie są coraz mniej aktywni (zwłaszcza gdy pracują w pozycji siedzącej), wobec czego mniejsze spożycie kalorii staje się niemal wymogiem. Znam pokaźną liczbę osób, które mimo stosowania codziennie niskiej i średniej intensywności aeorbów musiały schodzić do tak znikomych wartości jak 18 kcal/ kg masy ciała aby spalić tkankę tłuszczową. Byłem jedną z tych osób, spędzających cały dzień przed komputerem, ćwicząc na siłowni godzinę, kilka razy w tygodniu. Teraz, kiedy ćwiczę 18 godzin tygodniowo gdy zajdzie potrzeba mogę pozwolić sobie na wyższe spożycie kalorii podczas redukcji tłuszczu.

Zaznaczę również, że z kilku powodów jakie wymieniłem w artykule Lean Mass or Total Weight to Set Calorie Levels, jako wyznacznik spożycia kalorii stosuję całkowita masę ciała. Czy tego chcesz czy nie z czasem będziesz musiał dokonywać korekt kierując się zmianami w kompozycji ciała. Znacznie łatwiej i szybciej robić to w oparciu o całkowitą wagę ciała - oszczędzasz sobie niepotrzebnych kombinacji i zawiłości matematycznych w obliczaniu poziomu tkanki tłuszczowej. W moich książkach zazwyczaj opieram się na skomplikowanych podejściach, tutaj jednak naszym celem jest jak najprostsze wyłożenie problemu.

W kolejnej części artykułu skupię się na punktach 2-4: wymaganiach odnośnie spożycia białka oraz tłuszczy a także szczegółach tej części diety, którą określiłem jako "zależna od różnych czynników". Do zobaczenia.

Druga część artykułu.
Czytaj więcej ...

piątek, 27 września 2013

PR#2 - Masa i redukcja z kofeiną

Zalety kofeiny - dopalacz w treningu i spalacz tłuszczu.


Charles Poliquin, niekwestionowany guru sprzedający góry suplementów, w kilku interesujących artykułach bierze pod lupę kofeinę czyli "suplement", który paradoksalnie nie jest zbyt doceniany przez pakerów, a jest stałym elementem diety redukcyjno-masowej naszych babć. Kofeina nie jest zbyt atrakcyjnym towarem dla wciskających niestworzone kity producentów supli, być może dlatego, że produkty takie jak KawaHypertrophyMaximizer czy KofaFatBurner nie są opatentowane a dostępne w każdym najmniejszym sklepiku. Co dla nas najważniejsze, "mała czarna" to jeden z tańszych supli i do tego - uwaga, uwaga - działa!

Kofeinowy kopniak do ciężkiego treningu na masę


Jak się okazuje przedtreningowa kawa może dać niezłego kopa. Charles analizuje kilka badań w których sprawdzano wpływ kofeiny na wyniki siłowe. W jednym z badań testowano wydolność osób spożywających różne dawki kofeiny oraz placebo przed treningiem, na który składały się przysiady oraz wyciskania na ławce, powtórzenia w zakresach 10-100% ciężaru maksymalnego (1RM). Testowane osoby nie były nałogowymi pijaczami kawy, w związku z tym Poliquin z góry konkluduje, że fanatycy czarnego naparu mogą potrzebować dla tego samego efektu większych dawek. Poszczególne grupy otrzymały następujące dawki: 1 mg/kg masy ciała, 3 mg/kg mc oraz placebo. Jakie były wyniki eksperymentu? Jak nietrudno przypuszczać, placebo oraz niski dawka 1 mg nie wykazały żadnego turbodoładowania w osiągach naszych ciężarowców. Ciekawie robi się przy wyższej dawce kofeiny. Osoby które przedtreningowo spożyły kofeinę w ilości 3mg / kg mc zwiększyły swoją moc we wszystkich próbach przy których mierzyły się z ciężarami powyżej 30% 1RM. Odpowiednio dla przysiadów było to 170 watów, dla wyciskania 30 watów.
W innym badaniu zastosowano znacznie wyższą dawkę kofeiny: 8mg/kg mc. Profesjonalni sportowcy wykonali dwa treningi interwałowe. Wyniki sprintu wykonywanego do wyczerpania wykazały olbrzymią różnice na korzyść grupy, która spożyła kofeinę w przerwie między treningami, kolejno: 19 minut sprintu grupy spożywającej placebo, 32 minuty grupy spożywającą węglowodany i 48 minut grupy kofeinowo-węglowodanowej. Jak zauważa Poliquin, takie dawkowanie jest drobną przesadą i dla zauważalnych efektów niższe dawki są całkiem ok.

Kofeina jako spalacz tkanki tłuszczowej


Solidna dawka kawy nie tylko poprawi nasze wyniki na siłowni i pomoże nam w treningu masowym, ale może okazać się najlepszym przyjacielem w trakcie redukcji tłuszczu. Istnieje wiele badań, których rezultaty wykazują lepsze spalanie tkanki tłuszczowej przy stosowaniu diety, która zawiera kofeinę. Jeden z ciekawszych eksperymentów jakie przytacza Charles Poliquin bada wpływ kawy na kompozycję ciała u osób stosujących normalną dietę. Osoby, które piły kawę straciły 1,1kg tłuszczu, z kolei osoby, które nie spożywały kofeiny przytyły o 1 kg. Inny z eksperymentów pokazuje, że osoby spożywające dziennie 500ml kawy mocno palonej, zredukowały znacznie więcej tkanki tłuszczowej, niż osoby pijące kawę jasną. Poliquin widzi tutaj wpływ antyoksydantów zawartych w ciemnej kawie.
Jeszcze efektywniejszy okazał się ekstrakt z zielonej kawy. W jednym z badań osoby spożywały naprzemiennie: 1000mg ekstraktu, 700mg ekstraktu oraz placebo. Efekty? W ciągu 22 tygodni waga ciała badanych zmniejszyła się średnio o 8 kg (-4.4% tkanki tłuszczowej). Niby niewiele, ale siłę badania ujawnia fakt, że w trakcie trwania eksperymentu nie dokonano żadnych zmian w kaloryczności diety czy kompozycji makroskładników. Co nie powinno nas dziwić, spalanie tkanki tłuszczowej naukowcy zaobserwowali wówczas, gdy badane osoby spożywały dawki kofeiny.

Czarne rzeczywiście wyszczupla... (fot. samuiblue/FreeDigitalPhotos.net)





Podsumowanie - ile kawy dla dobrego efektu?


Jeżeli nie jesteś nałogowym pijaczem kawy lub ostatnio byłeś z "małą czarną" w separacji, możesz oczekiwać najlepszych efektów. Jeżeli spożywasz dużo kofeiny, możliwe, że podane dawki nie będą działać tak samo. Z podanych artykułów odniosłem wrażenie, że dla najlepszego efektu najlepiej spożywać kawę tylko w konkretnym scenariuszu - np. jednokrotnie przed treningiem w dniu w którym trenujemy na przyrost masy, lub regularnie dwa/trzy razy dziennie np. w trakcie okna poszczenia gdy redukujemy tłuszcz stosując któryś z protokołów Intermittent Fasting np. Leangains. Obliczając swoja dawkę, trzeba uwzględnić fakt, że kawa jest naturalnym produktem, więc ciężko szacować dokładną zawartość kofeiny. Najlepiej będzie jeżeli wyciągniemy średnią z wielu dostępnych źródeł, np z powyższego badania (PDF). Zgodnie z tymi danymi łyżeczka kawy mielonej ma 40mg kofeiny, łyżeczka kawy rozpuszczalnej ma 60mg kofeiny.
Trening na masę. Spożyj kawę/kawy godzinę przed treningiem. W zależności od wagi ciała, zgodnie z powyższymi wytycznymi, tak powinien wyglądać Twój przedtreningowy szejk kawowy:

  • 70kg -> 210mg -> 3,5 łyżeczki kawy rozpuszczalnej

  • 80kg -> 240mg -> 4 łyżeczki

  • 90kg -> 270mg -> 4,5 łyżeczki

Redukcja tłuszczu. Jeżeli stosujesz Intermittent Fasting lub po prostu się odchudzasz, codziennie dwie lub trzy standardowe kawy (2 łyżeczki jedna) to zgodnie z badaniami Poliquina opcja wystarczająca by wesprzeć spalenie tkanki tłuszczowej i pozytywnie zadziałać na markery zdrowia.

(Charles Poliquin, "Tip 368: Take Caffeine to Increase Power and Strength: Get the Optimal Dose", poliquingroup.com, przeczytaj artykuł)
(Poliquin Editorial Staff, "Tip 51: Drink Coffee to Improve Body Composition & Live Longer", lifestylebypoliquin.com, przeczytaj artykuł)
Czytaj więcej ...

piątek, 6 września 2013

PR#1 - Agresywne masowanie reliktem przeszłości


Rekompozycja i przyrost czystej masy lepszy od agresywnego masowania?


Na pierwszy ogień idzie art ze strony t-nation.com autorstwa Chrisa Shugarta, megamózgowca stojącego za całym procederem uprawianym przez testosteroniarzy. Suplementacyjny cyrk zostawmy z boku i skupmy się na przebłysku wartościowych informacji spomiędzy chmur marketingowego absurdu.
Schugart w moim mniemaniu bardzo ciekawie rozprawia się z ideą "dirty bulking" czyli masowania bez opamiętania. Chyba każdy z trenujących siłowo przechodził ten etap: nieumiarkowane spożycie drogocennych kalorii mających zapewnić przyrost masy na poziomie Arnolda kończyło się wielkim otłuszczeniem a późniejsza redukcja stanowiła nieraz wieloletni problem. W czasach gdy szczyty popularności bije idea "jesz co chcesz" warto wrócić do korzeni idei fitness. Jak autor słusznie zauważa, pierwszy magazyn poświęcony żelaznemu sportowi miał tytuł "Siła i Zdrowie". Podnoszenie ciężarów było elementem pogoni za zdrowiem, dziś kojarzy się z dobijaniem makro fastfoodem wydrenowanym z niezbędnych składników odżywczych.
Dlaczego czyste masowanie bądź cykl rekompozycyjny jest dla nas bardziej optymalny? Oto główne powody:

Przyrost masy mięśniowej jest ograniczony


Warto to sobie uświadomić. Dodatkowa energia nie przełoży się na większy przyrost masy w danej jednostce czasu gdyż pewne rzeczy ogranicza nasza genetyka (w tym miejscu polecam tłumaczenie artykułu Lyle McDonalda "Genetyczny potencjał naturalnego przyrostu masy mięśniowej"). Cytując słowa Poliquina: "przykro mi, ale to po prostu niemożliwe aby wymusić większy przyrost mięśni przejadając". Moce przerobowe w naszych fabrykach mięśni są niestety ograniczone. Agresywna masa to dobry patent dla osób które: a)bardzo szybko redukują tłuszcz a na długim deficycie kalorycznym czują się jak nowonarodzeni; b) maja w dupie wygląd modela czy zdrowie - zależy im tylko by być 5 cm szerszym od najszerszego koksa na siłce.

Agresywna masa = przepis na grubasa


Agresywna masa to jedzenie tak dużo jak jesteśmy fizycznie w siebie zmieścić. Zazwyczaj prowadzi to do spożywania potraw, które charakteryzują się ubiciem maksymalnej ilości kalorii na minimalnej przestrzeni, niestety kosztem mikroelementów. Jak wtórują sobie Thibadeuau oraz Poliquin, im grubszy się stajesz tym trudniej Ci redukować tłuszcz. Zmienia się gospodarka hormonalna organizmu: im więcej komórek tłuszczowych twoje ciało tworzy, tym lepsze staje się w kumulowaniu sadła. W tym aspekcie zgadza się wielu światłych ludzi kręgu fitness, m.in Lyle McDonald, który również stawia na spokojne, czyste masowanie jednak nie wcześniej jak z poziomu 10-12% tkanki tłuszczowej. Czy przyrównanie agresywnych cyklów masowo-redukcyjnych do diet yoyo jest na wyrost? A skąd... A może jednak tak?

Jabba The Hutt wie co nieco o agresywnym masowaniu... (fot.flickr)






Chłopaki na wiecznej masie - to może uzależnić...


Jeżeli jesteś typem gościa, który szybka uzależnia się od różnych rzeczy - warto uważać. Jak postuluje autor agresywna masa nie tylko faworyzuje wzrost wagi, utrudnia przyszłą redukcję, ale może prowadzić do utrwalania pewnych niezdrowych nawyków na poziomie neurologicznym. Choć autorów t-nation w pewnych kwestiach ponosi wyobraźnia, to stwierdzenie to nie jest to do końca science fiction. Pamiętajmy, że dla naszego organizmu nie liczy się sześciopak na wierzchu ale przetrwanie. Przetrwanie to zapas tkanki tłuszczowej ocalający życie w trakcie klęski głodowej. Jeżeli wyrobisz sobie nawyk wrzucania do pieca ile popadnie, mózg i OUN zrobią wszystko co w ich ewolucyjnej mocy by wybić Ci z głowy głupie zabawy w "redukcję" i spalanie tkanki tłuszczowej w momencie gdy żywność jest dostępna bez ograniczeń. Jak wiemy walka z psychiką to jedna z trudniejszych przeszkód w redukcji tkanki tłuszczowej.

Rekompujemy i masujemy na czysto


Jaki wniosek płynie z artykułu? Jeżeli nie zależy Ci na efekcie piorunująco szybkiego przyrostu tkanki tłuszczowej, to na starcie treningu na masę konsumuj naddatek kalorii nie większy niż 10-20% całkowitego zapotrzebowania kalorycznego. Schugart chyba trochę odpłynął bo proponuje na dzień dobry +800/1000 kcal dziennie, co dla gości o niskiej wadze może stanowić bonus wielkości nawet +40% Całkowitej Przemiany Materii. Oczywiście, chwile później wyjaśnia, że dodatkowy tysiak kcal na "clean bulk" można łatwo uzyskać kupując jego suple; pisząc: "zasada czystego przyrostu masy nr.2 - dodatkowe kalorie pozyskaj ze zdrowego jedzenia i suplementów". Aha, ok Chris:) Dalszą cześć arta z przepisami na suplo-szejki można spokojnie pominąć.

(Chris Shugart, "Get Big Without Getting Fat", t-nation.com, przeczytaj artykuł)
Czytaj więcej ...

wtorek, 27 sierpnia 2013

Genetyczny potencjał naturalnego przyrostu masy mięśniowej


(c) Lyle McDonald "What’s My Genetic Muscular Potential?", tłumaczenie: Daniel Kubieniec

"Jak dużą masę mięśniową mogę zdobyć bez użycia sterydów?" - to zazwyczaj pierwsze pytanie jakie na forach dyskusyjnych zadają osoby rozpoczynające przygodę z siłownią. Dyskusja prowadzi nagminnie w ślepą uliczkę, w której na argumenty walczą osoby wierzące, że przyrost masy mięśniowej oraz wydolność fizyczna jest ograniczona genetyką, oraz ci, którzy twierdzą, że przy wytrwałości i sumiennej pracy nie ma granic nie do przekroczenia.

Na wstępie wyjaśnijmy, że nikt nie jest w stanie sprecyzować potencjału genetycznego innej osoby "na oko". Dopóki nie żyjemy w świece Gattaki, w którym można wykonać pełny skan genów, dopóty nie możemy stwierdzić, gdzie leży granica czyjegoś potencjału masowego. Mówiąc to pomijam oczywiście pewne ekstrema (raczej szybko nie zobaczymy osobnika ważącego 200kg wyrzeźbionego jak grecki posąg).

Martwienie się o potencjał naturalnego przyrostu masy mięśniowej na samym początku sportowej drogi nie jest najlepszym pomysłem. Na starcie absolutną podstawą jest dbanie o trening, właściwe odżywanie i spokojne oczekiwanie na efekty swojej pracy. Nie ma co dzielić skóry na niedźwiedziu i martwić się przedwcześnie o to co możemy osiągnąć, a co nie.

Zamiast fantazjować o możliwych przyrostach, trenujący powinni skupić się na rozsądnym treningu. To oczywiste. Z drugiej strony mam przekonanie, że podstawowa biologia wyznacza pewne granice (na którą wpływają również behawioralne wybory i wzorce). Żyjemy w fizycznej rzeczywistości, dlatego określenie owych granic może ustrzec wiele osób przed zawodem - wynikłym zarówno z przecenienia swoich możliwości jak i pokładania złudnych nadziei w najbardziej wysublimowanych systemach treningowych.

Tematem dzisiejszego artykułu jest określenie maksymalnego genetycznego potencjału przyrostu masy mięśniowej u osób stosujących odpowiedni trening i odżywianie. Spojrzę na to zagadnienie z kilku perspektyw. Jak się okaże na końcu, rezultaty różnych podejść są zastanawiająco zbliżone.

Drobna uwaga - trudno natrafić na godne zaufania statystyki obejmujące kobiety, w związku z tym wszystkie zaprezentowane tutaj dane dotyczą mężczyzn. Warto też odnotować, że kobiety mają znacznie gorszy potencjał przyrostu masy mięśniowej niż mężczyźni.

 

Przyrost masy wg modelu McDonalda


Nie pamiętam czy wpadłem na to sam, czy też podkradłem te informacje z innych źródeł (prawdopodobnie jedno i drugie). Danych tych używam raczej w kontekście określenia jak szybko trenujący może osiągnąć konkretny przyrost masy mięśniowej.



Powtórzę, że powyższe dane odnoszą się do mężczyzn, kobiety mogą liczyć na zaledwie połowę przyrostów podanych w tabeli.

Są to wartości średnie, pod uwagę należy brać również wpływ treningu, diety i wieku. Starsze osoby nie zbudują mięśni tak szybko jak młodsi. Historie o nastolatkach z niedowagą, którzy nagle notują bardzo szybki przyrost masy mięśniowej nie należą do rzadkości. Tacy młodzieńcy zazwyczaj zaczynają przygodę z siłownią wyglądając jak patyki, jednak naturalny anaboliczny cykl sterydowy zwany dojrzewaniem skutecznie pracuje na ich efektowną masową transformację.

Określenie "lata treningów" odnoszą się do lat właściwych treningów. Ktoś kto ma za sobą 4 lata kiepskich treningów i zanotował marne przyrosty masy, może wciąż posiadać potencjał pierwszoroczniaka, jeżeli tylko zaaplikuje rozsądny program.

Po podsumowaniu powyższych danych widać, że naturalny sportowiec w trakcie 4 lat jest w stanie uzyskać przyrost masy na poziomie 18-23 kg czystej masy mięśniowej - oczywiście tylko w przypadku gdy skutecznie trenuje i właściwie się odżywia. Jeżeli więc rozpocząłeś treningi mając 60 kg beztłuszczowej masy ciała (powiedzmy, że w liceum ważyłeś 69 kg z 12% tkanki tłuszczowej) to posiadasz potencjał w granicach 79-82 kg beztłuszczowej masy ciała uzyskanej po 4-5 latach właściwych treningów. Przy poziomie tkanki tłuszczowej równym 12% twoja waga będzie wynosić wówczas 86-90 kg.

To dane przybliżone. Możesz się spotkać z kimś kto zdobył więcej lub mniej masy mięśniowej w trakcie swojej kariery na siłowni. Na ostateczny wynik będą mieć wpływ również inne czynniki takie jak wiek czy hormony.

 

Przyrost masy wg modelu Alana Aragona


Tematem potencjału przyrostu masy mięśniowej zajmował się w jednym z numerów swojego research review Alan Aragon, którego książka Girth Control jest pozycją obowiązkową dla osób zainteresowanych tematem. Alan podszedł do tego zagadnienia z innej strony, ale jak się okazało nasze wyniki są zbliżone. Poniżej znajdują się jego analiza potencjału przyrostu masy mięśniowej u naturalnych sportowców. Należy odnotować, że dane ignorują zmiany wywołane przyjmowaniem kreatyny oraz superkompensacją glikogenu, które zmieniają ciężar beztłuszczowej masy ciała, nie zaś samych tkanek mięśniowych.



Bazując na tym modelu początkujący atleta ważący na początku swojej przygody 68 kg jest w stanie uzyskać miesięczny przyrost masy w granicach 0,7-1 kg (8-12 kg rocznie). Po roku staje się zawodnikiem średniozaawansowanym ważącym 77 kg który jest w stanie zdobyć masę na poziomie 0,5-0,8 kg miesięcznie (4,5-9 kg rocznie, 9 kg mięśni uznałbym za naprawdę doskonały wynik). W kolejnym roku jest już zaawansowanym sportowcem ważącym 82 kg mogącym liczyć na 0,2-0,5 kg miesięcznie (przyrost masy mięśniowej rzędu 0,5 kg miesięcznie u doświadczonego ciężarowca uznałbym za niezwykle rzadkie zjawisko).

Po kolejnych kilku latach treningów dojdzie on do masy 86-91 kg i przy 10% tkanki tłuszczowej, beztłuszczowa masa ciała będzie wynosić 77-82 kg. Ten wynik jest niemal identyczny jak w moim model, pomimo tego, że do swoich wniosków doszliśmy innymi drogami.

 

Model Sylwetkowy Casseya Butt'a


Modele moje i Alana są dosyć uproszczone i nie biorą pod uwagę pewnych czynników mogących mieć wpływ na maksymalny naturalny potencjał genetyczny przyrostu masy mięśniowej. Jednym z czynników, który może mieć duże znaczenie na możliwości zdobycia masy jest typ budowy: drobnokoścista i grubokoścista. Typ sylwetkowy określamy za pomocą pomiarów obwodu nadgarstka lub kostki.

Casey Butt, naturalny kulturysta i bardzo inteligentny gość, poświęcił sporo czasu aby dogłębnie zanalizować model sylwetkowy. Na przykładach najlepszych naturalnych kulturystów opracował wzór prognozujący potencjał masowy. Do wykonania obliczeń potrzebujemy wzrost, rozmiar kostki, nadgarstka, oraz procentowy poziom tkanki tłuszczowej w którą celujemy. Butt napisał również książkę w której wyjaśnia jak doszedł do swoich wniosków i w jaki sposób opracował wzór. Możesz sprawdzić te informacje tutaj.

Kalkulator Caseya Butt'a określający maksymalny potencjał genetyczny

Chcąc ustalić planowaną wagę całkowitą i beztłuszczową (celujemy w 10% tkanki tłuszczowej) sprawdziłem w kalkulatorze przykładowego ciężarowca, o obwodzie nadgarstka 17,8cm i obwodzie kostki 22,2cm.



Oczywiście, odmienne proporcje nadgarstka i kostki nieco zmieniają wyniki, możesz jednak wzór uzupełnić własnymi danymi. Nadmienię, że kalkulacje Caseya są odrobinę bardziej konserwatywne niż moje i Alana, jednak wyniki wciąż plasują się w pobliskim sąsiedztwie. Aby uzyskać maksymalny przyrost jaki określa metoda moja i Alana musisz znajdować się w najwyższej strefie wzoru Caseya.

I choć niektórzy stwierdzą, że model sylwetkowy nie ma wiele wspólnego z naturalnym genetycznym potencjałem przyrostu masy mięśniowej, to istnieją badania wspierające ową ideę (zaznaczę jeszcze raz, że analizy Caseya są oparte na badaniach kulturystów z krwi i kości, a więc grupy, które bezsprzecznie jest w stanie pokonać wszystkie limity, jeżeli tylko istnieje fizyczna możliwość by je obejść).

Istnieje przynajmniej jedno badanie wskazujące, że osoby drobnokościste w porównaniu do grubokościstych, stosując ten sam program treningowy i przy takim samym wpływie hormonów (testosteron itp) uzyskały mniejsze przyrosty masy mięśniowej. Mamy więc pewną zależność pomiędzy typem budowy a poziomem hormonów, wpływającą na możliwości treningowe i maksymalny potencjał przyrostu masy.

To również nie przypadek że najlepsi siłacze zazwyczaj posiadają potężną posturę i duże stawy (zaś Ci z drobniejszą sylwetką osiągają lepsze wyniki w sportach wytrzymałościowych). Dla niektórych z nich to kwestia dostosowania się do określonego sportu i typu treningu, w innych przypadkach to prawdopodobnie oznaka ogólnego statusu hormonalnego.

 

Model Martina Berkhana


Martin Berkhan z Leangains opracował odrobinę mniej skomplikowany model niż Casey. Jest on oparty na obserwacjach naturalnych kulturystów w formie startowej przed zawodami czyli wówczas gdy poziom ich tkanki tłuszczowej wynosi 4-5%.

Jego wzór to:

Wzrost w cm - 100 = możliwy do osiągnięcia górny limit wagi w kilogramach w formie startowej.

Oto tabelka, na wzór powyższej Caseya:



Choć nie identyczne, powyższe dane są dosyć zbliżone z tymi z kalkulatora Caseya. Dodałbym, że zawodnicy przygotowani do startu są zazwyczaj bardzo odwodnieni i maja uszczuplone zapasy glikogenu, co znacznie zmniejsza beztłuszczową masę ciała. Biorąc to pod uwagę możemy w miarę precyzyjnie zwiększyć wagę suchej masy ciała o 2,5-4,5 kg. Z takimi poprawkami oba wzory pokazują mniej więcej te same wyniki.

 

Ostateczne wnioski

 

Jak zauważyłem we wstępie, wielu niedzielnych pakerów oburzy się lub zasmuci po zapoznaniu z powyższymi wynikami. Będą zarzekać się, że obliczenia nie biorą pod uwagę indywidualnego podejścia, etyki pracy i motywacji. Mogę śmiało powiedzieć, że jest to założenie pozbawione sensu a nadzieja jest niestety złudna.

Równania Caseya i Martina biorą pod uwagę najlepszych naturalnych kulturystów, czyli praktyczne jedyne osoby, które są w stanie dotrzeć do limitów i je pokonać (ich etyka pracy i motywacja są raczej nie do zakwestionowania). Wzory moje i Alana bazują na latach doświadczeń ze sportowcami. Gdyby istniała duża liczba wyjątków od tych reguł, ktoś na pewno odnotowałby ów fakt.

Nie ukrywam, że główny problemem są nierealnie wyśrubowane oczekiwania, podsycane przez przemysł sponsorujący profesjonalnych kulturystów. Po zobaczeniu na scenie wyrzeźbionego do szpiku kości pro-kulturysty o wadze 120 kg, informacja, że naturalnie jesteś w stanie dojść do 80-90 kg beztłuszczowej masy ciała może być dla wielu ambitnych sportowców odrobinę przygnębiająca.

Oczywiście, w oczach ogółu społeczeństwa osobnik o beztłuszczowej masie w granicach 80-90 kg wygląda niczym grecki heros. Jednak w porównaniu do absurdalnie zmasowanego profesjonalnego kulturysty jest tylko robaczkiem. Tak niestety wygląda rzeczywistość.

Ludzie zapominają, że Arnold Schwarzenegger w formie startowej ważył około 100 kg (zakładając 5% tkanki tłuszczowej daje to 95 kg beztłuszczowej masy ciała) i to wszystko osiągnął z pomocą stosunkowo niewielkiej ilości sterydów anabolicznych.

Dowodem prawdziwości powyższych obliczeń jest fakt, że rzadko kiedy widzi się 90-kilowego zawodnika uczestniczącego w rywalizacji naturalnych kulturystów. Najwięcej naturali startuje w niższych klasach wagowych (np. 75 kg). Można zauważyć, że im więcej kilogramów masy mięśniowej, tym mniej dobrze przygotowanych zawodników w formie startowej.

Owszem znajdą się tacy, którzy w trakcie zawodów ważą ponad 90 kg. Charakteryzuje ich jednak wysoki poziom tkanki tłuszczowej. Zawodnik z 10% tkanki tłuszczowej, który waży 100 kg posiada 90 kg beztłuszczowej masy ciała. Zanim zredukuje tkankę tłuszczową do poziomu wystarczającego by pojawić się na scenie, straci jeszcze dużo mięśni i jego masa będzie znacznie niższa.

Nawet jeśli ktoś wskaże na naturalnych sportowców ważących 120-125 kg, to po doliczeniu 28-30% tkanki tłuszczowej i tak plasują się w przedziale 85-90kg masy beztłuszczowej, czyli w wyższym pułapie możliwym do uzyskania naturalnie.

Argument, iż górny przedział potencjalnych przyrostów masy powinien zwiększać się wraz z rozwojem wiedzy dietetycznej i metod treningowych, jest niestety nie trafiony. Genetyka człowieka nie zmieniła się na tyle, by wśród naturalnych sportowców zauważyć dominację osób o beztłuszczowej masie przekraczającej przewidziane powyżej limity. O ile można skrócić drogę do uzyskania optymalnej sylwetki, o tyle średnia postura naturalnych kulturystów pozostaje identyczna od dziesięcioleci.

Cytat ze strony Caseya:
W związku z opublikowanymi tutaj informacjami przez ostatnie lata otrzymałem mnóstwo emaili z pretensjami, wrogimi komentarzami a nawet atakami personalnymi. Pomimo zapewnień, że bez problemu można osiągnąć lepsze rezultaty niż przewidują to moje obliczenia, dotąd nie otrzymałem godnych zaufania, zweryfikowanych statystyk, które podnosiłyby poprzeczkę powyżej oczekiwań nakreślonych przez moje wzory. Włączając w to korespondencję z najlepszymi naturalnymi kulturystami, na przykładach których opierałem fundamenty mojej teorii.

Oczekuję pod artykułem podobnych komentarzy i reakcji do tych opisanych przez Caseya.

Na końcu muszę dodać, że nie chcę by artykuł miał negatywny wydźwięk, wolałbym aby ludzie wkładali wszystkie siły w trening i zdrowe odżywianie zamiast zastanawiać się co mogą a czego nie są w stanie osiągnąć. I choć życzę sobie, aby każdy czytelnik był wyjątkiem od powyższych reguł, to niestety, nie na darmo wyjątki są tylko wyjątkami.

Jeżeli jednak zawiedzie zdrowy rozsądek i ćwiczący nie pogodzą się z istnieniem pewnych genetycznych limitów, dochodzi do komicznych sytuacji. Osoby na granicy naturalnych genetycznych możliwości przyrostu masy mięśniowej, odkładają olbrzymie ilości tkanki tłuszczowej próbując zbudować mięśnie w nierealnie krótkim czasie. Niestety, tak to nie działa.

Na zakończenie dodam, że powyższe kalkulacje mają również zastosowanie przy ustaleniu odpowiedniego bilansu kalorycznego potrzebnego dla przyrostu czystej masy mięśniowej, ale to zagadnienie wymaga osobnego artykułu, który wkrótce zresztą powstanie.
Czytaj więcej ...

niedziela, 4 sierpnia 2013

Większy przyrost masy po treningu na czczo?

(c) Martin Berkhan "Fasted Training Boosts Muscle Growth?", tłumaczenie: Daniel Kubieniec

Poniższe badanie udowadnia zwiększony potreningowy potencjał anaboliczny treningu siłowego odbytego na czczo. Jest to interesujące odkrycie kładące naukowe podwaliny pod zasadność treningu na czczo stosowanego w kilku protokołach Leangains. Poniżej znajduje się krótka analiza badania.

Trening siłowy aktywuje enzymy oraz uruchamia geny odpowiedzialne za syntezę białek w mięśniach. Spośród owych mechanizmów sygnalizujących, fosforylacja (uaktywnienie) kinazy p70s6 służy jako wskaźnik wzrostu mięśni. Bez wątpienia mechanizmy sygnalizujące miogenezy (procesu powstawania i różnicowania się włókien mięśniowych) pobudza dieta, jednak wciąż nie wiadomo w jakim stopniu.

Badane osoby podzielono na dwie grupy. Każda z grup odbyła dwa treningi oddzielone trzema tygodniami przerwy. Owa przerwa miała upewnić badaczy, że wynik jednej sesji nie będzie miał wpływu na wynik drugiej.

Do eksperymentu wybrano ogólnorozwojowy trening całego ciała, złożony z 7 podstawowych ćwiczeń takich jak wyciskanie sztangi zza głowy, wyciskanie na ławce płaskiej, uginanie sztangi itp. Zakres serii i powtórzeń wynosił odpowiednio 3 x 8.
Grupa (F) odbyła trening na czczo, po całonocnym poście.
Grupa (B) odbyła trening 1,5 godziny po śniadaniu złożonym z 85% węglowodanów, 11% białek i 4% tłuszczy (w sumie 772 kcal).

Po odbyciu treningu na uczestnikach obu grup dwukrotnie wykonano biopsję mięśni i badanie krwi - po godzinie od treningu, oraz po czterech godzinach. W trakcie odpoczynku, co godzinę, każdy uczestnik spożywał napój regenerujący.
W pierwszym badaniu, wykonanym godzinę po treningu, grupa (F) miała dwukrotnie wyższy poziom p70s6 niż grupa (B). W kolejnym badaniu po 4 godzinach, wynik był już wyrównany.

Dlaczego trening na czczo może zwiększać potreningowy potencjał anaboliczny i przyrost masy?



Badacze doszli do wniosku, że "post a następnie trening siłowy na czczo stymuluje wewnątrzkomórkową reakcję anaboliczną i przyswajanie węglowodanów/białka/leucyny". Podwyższony poziom p70s6 powinien maksymalizować szybkość transportu aminokwasów do błon komórkowych i skutkować efektywniejszym wchłanianiem składników odżywczych skonsumowanych po treningu. Efekty zaobserwowane w pozostałych mechanizmach sygnalizujących również powinny mieć pozytywny wpływ na przyrost masy mięśniowej.

Wydaje się, że podwyższony anabolizm po ćwiczeniach jest odpowiedzią na procesy kataboliczne jaki zaczynają zachodzić w czasie treningu na czczo. Powstaje pytanie - czy w ostatecznym rozrachunku przyrost masy mięśniowej jest większy w grupie poszczącej czy sytej? Czy małe poświecenie może odpłacić się większym przyrostem mięśni uzyskanym w fazie potreningowej?

Wyniki tegoż badania możemy spróbować wykorzystać w inny sposób. Zadajmy sobie pytanie dlaczego p70s6 i inne wskaźniki miały w grupie sytej niższą wartość w porównaniu do grupy poszczącej? Czy miał na to wpływ niezwykle inuslinogenny posiłek złożony z 153 gramów węglowodanów o wysokim indeksie glikemicznym? Nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi. Istnieją badania sugerujące, że podaż węglowodanów w trakcie treningu zaburza potreningową ekspresję genów odpowiadających za metabolizm. Insulina może odgrywać tutaj kluczową rolę.

Logika podpowiada, że w przypadku gdy dostarczymy organizmowi składników odżywczych przed wysiłkiem, nawet bardzo ciężki trening nie wywoła takiej odpowiedzi anabolicznej jak trening na czczo. Trening o pustym żołądku to dla organizmu duży szok i wygląda na to, że im trudniejsze warunki, tym bardziej zdecydowana odpowiedź adaptacyjna organizmu. Co ciekawe, analogiczny fenomen możemy zaobserwować w przypadku przeciwutleniaczy. Badania pokazują, że zaskakującym efektem przyjmowanie przeciwutleniaczy w suplementach jest znaczne osłabienie naturalnej odpowiedzi naszego ciała na wolne rodniki wytwarzane na skutek treningu. Innymi słowy: zbyt rozpieszczony organizm z pewnością działa poniżej progu optymalnej adaptacji potreningowej.

Czy tym samym sugeruję trening kompletnie na czczo? Oczywiście, że nie. Pamiętajmy, że wciąż nie mamy odpowiedzi na pytanie czy trening na czczo skutkuje większym przyrostem masy mięśniowej w długim okresie. Sugeruję jednak, aby:

- większa część dobowego przydziału kalorii i węglowodanów przypadła na okres tuż po treningu
- posiłek bezpośrednio przed treningiem zawierał umiarkowaną ilość węgli o niskim indeksie glikemicznym. Dokładna gramatura zależy od wielu czynników, w pierwszej kolejności od objętości treningu. Przy średniej objętości treningu siłowego jako rozsądną wartość bazową możemy przyjąć 0.6 - 0.8 g węgli na kg masy ciała. Posiłek taki najlepiej spożyć 1,5-2 godziny przed treningiem.
- 5-15 min przed treningiem na czczo spożyć 10g aminokwasów rozgałęzionych (BCAA). Spożycie BCAA pozwala z jednej strony zminimalizować negatywne skutki rosnącego procesu rozpadu białek w czasie treningu na czczo, a z drugiej strony w pełni wykorzystać bonus jaki daje anaboliczna reakcji opisana w powyższym badaniu. Co więcej BCAA spożyte na czczo tuż przed treningiem zwiększa fosforylację p70s6 . W ten sposób możemy upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: dzięki treningowi na czczo z dodatkiem BCAA mamy zwiększoną fosforylację p70s6, co powinna stworzyć środowisko sprzyjające budowie masy mięśniowej w fazie potreningowej.
Czytaj więcej ...

piątek, 26 lipca 2013

Efektywne spalanie tłuszczu - aeroby czy trening interwałowy?

(c) Alan Aragon "Myths Under The Microscope Part 1: The Low Intensity Fat Burning Zone" , tłumaczenie: Daniel Kubieniec

Spalanie tłuszczu bez otoczki mitów



Powstanie mitu

Stopień wykorzystania tkanki tłuszczowej jako paliwa zależy od intensywności treningu. Im mniejsza intensywność, tym więcej tłuszczu organizm przeznacza na paliwo. Z kolei im większa intensywność wysiłku, tym większe wykorzystanie energii z glikogenu lub fosfagenów. W tym właśnie miejscu dochodzi do głównego nieporozumienia. Pisząc te słowa na klawiaturze organizm zużywa więcej tłuszczu, jednak to wstanie od komputera i wykonanie sprintu będzie miało większy wpływ na spalanie tkanki tłuszczowej, pomimo stosunkowo mniejszego użycia samego tłuszczu jako źródła energii.
Niestety nie ma precyzyjnych badań, które jednoznacznie definiują próg aktywności fizycznej optymalnie spalającej tłuszcz. Najlepsze wykonane do tej pory testy Achtena i Jeukendrupa wskazują na szczytowe wykorzystanie tłuszczu jako paliwa przy ćwiczeniach o intensywności 63% VO2 max. Im większa intensywność wysiłku, tym bardziej ten szczyt opada, wykazując minimalne wartości przy 82% VO2max, w pobliżu progu mleczanowego 87% [1].

Nieporozumienie wałkowane w kręgach fitness

Mit jakoby trening aerobowy o małej i średniej intensywności był najefektywniejszym narzędziem spalania tkanki tłuszczowej jest znany i powtarzany od niepamiętnych czasów. Do tej pory nie zwracano wystarczającej uwagi na inne istotne czynniki, np. utleniane tkanki tłuszczowej w okresie regeneracji potreningowej, w przedziale 24 godzin, czy w dłuższym okresie obejmującym wiele tygodni. Dla mnóstwa odchudzających się osób godzinna przebieżka na elektrycznej bieżni wydaje się być niezastąpionym rytuałem w drodze do smukłej figury. Nic bardziej mylnego. Są znacznie skuteczniejsze metody spalania tłuszczu, które wymagają znacznie mniej poświęconego czasu i gwarantują znacznie lepszy rezultat. Zerknijmy na badania naukowe rzucające nowe światło na trening, którego celem jest optymalna rekompozycja sylwetki.

Analiza badań

Zróżnicowane protokoły badań + zróżnicowane rezultaty = zróżnicowanie badanych obiektów

Szeroki wachlarz rezultatów jest zazwyczaj wynikiem zróżnicowanej budowy badań, które obejmują: profil osób badanych, rodzaj diety, bilans energetyczny i samą intensywność testów. W przypadku badań dotyczących spalania tkanki tłuszczowej u aktywnych fizycznie osób, cały ten galimatias możemy łatwo usystematyzować. Wyniki dzielimy na trzy podgrupy: efekty natychmiastowe (w trakcie treningu lub zaraz po), efekty po 24 godzinach oraz efekty stałe (po więcej jak kilku tygodniach).

Wyniki jednych badań pomnażają pomysły na kolejne badania

Większość testów analizujących spalanie tkanki tłuszczowej w trakcie ćwiczeń bierze pod uwagę efekty po 3-6 godzinach [2]. Spalanie tłuszczu jest wyższe w momencie wykonywania lekkich ćwiczeń aerobowych, z kolei w fazie regeneracji potreningowej to w grupie ćwiczącej interwałowo spalanie okazuje się efektywniejsze. Dla przykładu - zespół naukowców kierowany przez Phelainiego porównał spalanie tłuszczu 3 godziny po treningu. Phelaini podzielił badanych na dwie grupy - pierwsza ćwiczyła na 50% VO2 a druga na 75% VO2 [3]. Redukcja tłuszczu w pierwszej grupie była nieznacznie większa w trakcie wykonywania treningu, jednak spalanie tłuszczu w drugiej grupie, po 3 godzinach od zakończenia ćwiczeń, było już znacznie efektywniejsze. Z kolei zespół badawczy Lee porównał efekt termogeniczny oraz utlenianie tłuszczów wywołane ćwiczeniami u dwóch grup - jednej trenującej na czczo i drugiej która spożyła mleko oraz glukozę. Obie grupy poddano treningowi o lekkiej intensywności jak i wysokiej [4]. Wyniki były jednoznaczne - najwyższe spoczynkowe spalanie tłuszczu osiągnęła grupa, która spożyła mleko i odbyła trening o wysokiej intensywności. Jaki wniosek wynika z tych badań? Optymalne spalanie tkanki tłuszczowej osiągamy po spożyciu posiłku przedtreningowego i wykonaniu ćwiczeń o dużej intensywności. Nie powinno dziwić, że przedtreningowy posiłek sprzyja także szybszej regeneracji potreningowej.

Spalanie tłuszczu po 24 godzinach

Czar skuteczniejszego spalania tkanki tłuszczowej poprzez lekkie ćwiczenia aerobowe pryska niczym bańka mydlana gdy bierzemy pod uwagę bilans 24-godzinny. Naukowcy pod wodzą Melansona byli prawdopodobnie pionierami badań, które brały pod uwagę efekty po kilkunastu godzinach od odbycia treningu [5]. W jednym z eksperymentów grupę szczupłych i wysportowanych mężczyzn i kobiet w wieku 20-54 lat poddano intensywnemu treningowi o 70% VO2max oraz lekkim ćwiczeniom o 40% VO2max. Wyniki? Po dobie obie grupy spaliły tą samą ilość tłuszczu.

Saris i Schrauwen wykonali podobne badanie na grupie otyłych mężczyzn [6]. Po dobie zarówno ci trenujący intensywnie, jak i ci odbywający lekki trening aerobowy zredukowali taką samą ilość tkanki tłuszczowej. Co więcej grupa interwałowa w okresie potreningowym zachowała niższy współczynnik oddechowy. Oznaczało to, że spalanie tłuszczu w okresie regeneracyjnym było w tej grupie znacznie wyższe, co w ostatecznym rozrachunku wyrównało bilans zredukowanej masy tłuszczowej w obu grupach.

Kilka zdań o efektach długoterminowych

Tak naprawdę interesują nas jednak badania analizujące efekty odchudzania w dłuższym okresie. Wyniki eksperymentów kilkutygodniowych mają przewagę nad krótkoterminowymi. Zamiast brać pod uwagę zużycie różnych substratów w czasie okołotreningowym, pozwalają one skupić się na długoterminowych zmianach w kompozycji ciała. W badaniach, w których wydatek kaloryczny w obu grupach był porównywalny nie widać było większych różnic w efektywności spalania tłuszczu. Jednak co ważne dla osób ćwiczących siłowo, w grupach trenujących interwałowo obserwujemy wzrost lub zachowanie beztłuszczowej masy ciała, podczas gdy grupy ćwiczące aerobowo zazwyczaj tracą suchą masę. Wynika z tego, że grupy interwałowe notują niższy ubytek całkowitej masy ciała [7-9].

Gros badań faworyzuje trening interwałowy HIIT zarówno przy budowaniu masy mięśniowej jak i przy redukcji tkanki tłuszczowej, nawet biorąc pod uwagę szeroki wachlarz badanej populacji [9-12]. Warto tutaj odnotować badanie Tremblaya, który przez 20 tygodni analizował wyniki grupy ćwiczącej wytrzymałościowo oraz grupy stosującej trening interwałowy [9]. Po dokonaniu korekt wydatku energetycznego u obu grup, grupa interwałowa mogła poszczycić się miażdżącym 9-krotnie wyższym spalaniem tkanki tłuszczowej. W grupie HIIT biopsja ujawniła zwiększenie enzymów odpowiadających za glikolizę jak i dehydrogenazę 3-hydroksyacylo-koenzymu A, czyli markera utleniania kwasów tłuszczowych. Badacze doszli do wniosku że zachodząca w mięśniach adaptacja metaboliczna będąca odpowiedzią na trening interwałowy sprzyja spalaniu tkanki tłuszczowej. Mechanizmy, które odpowiadają za powyższe rezultaty są wciąż badane, koncentrują się one wokół cieplnych i lipolitycznych efektów wywołanych enzymatycznymi, morfologicznymi oraz beta-adrenergicznymi zmianami adaptacyjnymi w mięśniach. Warta odnotowania w grupie HIIT jest również poprawa zdrowia układu krążenia [13].

Podsumowując badania

- Spalanie tłuszczu jest wyższe w trakcie lekkich ćwiczeń aerobowych, z kolei u osób ćwiczących interwałowo redukcja tłuszczu jest znacznie wyższe w okresie potreningowym.
- Osoby spożywające posiłek przedtreningowy w obu grupach doświadczały zwiększonego efektu termicznego potreningowo.
- W badaniach trwających 24 godziny nie zaobserwowano zwiększonego spalania tkanki tłuszczowej u którejś z grup.
- W badaniach długoterminowych trening interwałowy o dużej intensywności okazał się znacznie skuteczniejszym narzędziem w kontekście: zwiększania/zachowania suchej masy ciała, sprawności układu krążenia a wedle niektórych badań spalił również więcej tkanki tłuszczowej.

Referencje:

[1]Achten J, Jeukendrup AE. Relation between plasma lactate concentration and fat oxidation rates over a wide range of exercise intensities. Int J Sports Med. 2004 Jan;25(1):32-7.
[2]Thompson DL, et al. Substrate use during and following moderate- and low-intensity exercise: implications for weight control. Eur J Appl Physiol Occup Physiol. 1998 Jun;78(1):43-9.
[3]Phelain JF, et al. Postexercise energy expenditure and substrate oxidation in young women resulting from exercise bouts of different intensity.J Am Coll Nutr. 1997 Apr;16(2):140-6.
[4]Lee YS. Et al. The effects of various intensities and durations of exercise with and without glucose in milk ingestion on postexercise oxygen consumption. J Sports Med Phys Fitness. 1999 Dec;39(4):341-7.
[5]Melanson EL, et al. Effect of exercise intensity on 24-h energy expenditure and nutrient oxidation. J Appl Physiol. 2002 Mar;92(3):1045-52.
[6]Saris WH, Schrauwen P. Substrate oxidation differences between high- and low-intensity exercise are compensated over 24 hours in obese men. Int J Obes Relat Metab Disord. June; 28 (6): 759-65.
[7]Grediagin A, et al. Exercise intensity does not effect body composition change in untrained, moderately overfat women. J Am Diet Assoc. 1995 Jun;95(6):661-5.
[8]Mougios V, et al. Does the intensity of an exercise programme modulate body composition changes? Int J Sports Med. 2006 Mar;27(3):178-81.
[9]Okura T, et al. Effects of exercise intensity on physical fitness and risk factors for coronary heart disease. Obes Res. 2003 Sep;11(9):1131-9.
[10]Tremblay, et al. Impact of exercise intensity on body fatness and skeletal muscle metabolism. Metabolism. 1994 Jul;43(7):814-8.
[11]Yoshioka M, et al. Impact of high-intensity exercise on energy expenditure, lipid oxidation and body fatness. Int J Obes Relat Metab Disord. 2001 Mar;25(3):332-9.
[12]Broeder CE, et al. The effects of either high-intensity resistance or endurance training on resting metabolic rate. Am J Clin Nutr. 1992 Apr;55(4):802-10.
[13]Gutin B, et al. Effects of exercise intensity on cardiovascular fitness, total body composition, and visceral adiposity of obese adolescents. Am J Clin Nutr. 2002 May;75(5):818-26.
Czytaj więcej ...

czwartek, 25 lipca 2013

Fruktoza tuczy? Gorzka prawda o cukrowej nagonce.

(c) Alan Aragon "The bitter truth about fructose alarmism", tłumaczenie: Daniel Kubieniec



Głównym bohaterem powyższego video jest Robert Lustig, doktor pediatrii z Uniwersytetu Kaifornijskiego w San Francisco. Choć jego poglądy mają solidne podstawy naukowe, nie wystrzega się błędów, które należy wskazać i poddać krytyce. Przedstawiony przez niego materiał jest dosyć obszerny, więc moje kontrargumenty postaram się przedstawić tylko w odniesieniu do kluczowych fragmentów.

Brawo, Doktorku

Lustig przekazuje swoja wiedzę jasno, jest pewny siebie i charyzmatyczny - ogólnie słucha się go ciekawie. Dla wielu jest to wypisz wymaluj styl kaznodziejski, jednak mi osobiście taka forma prezentacji bardzo się spodobała. To chyba dobrze, skoro materiał trwa półtorej godziny. Spomiędzy paru głupot zawartych w jego materiale, możemy wyłowić kilka naprawdę ciekawych wniosków.

Po pierwsze: faktem jest, że kampania antytłuszczowa z 1980r prowadzona pod egidą publicznej opieki zdrowotnej, okazała się strzałem w kolano. Epidemia otyłości, która eksplodowała przez kolejne 30 lat jest na to najlepszym dowodem. Kolejny fakt, to wzrost średniego spożycia kalorii w tym okresie. Co więcej Lustig przytacza tutaj ciekawostkę, jaką jest wzrost objętości butelek Coca-Coli: od butelek 200ml w 1915 roku do 0,5l dzisiaj.

Lustig potwierdza również, że Pierwsza Zasada Termodynamiki ma swój zasadniczy wpływ na wagę ciała. Atakuje jednak określenie "kaloria to kaloria" tłumacząc to faktem, że różne substancje odżywcze wywołują różne efekty fizjologiczne i spełniają odmienną rolę w ciele. Lustig proponuje pozbycie się z diety wszelkich płynnych kalorii z wyjątkiem mleka, co jest generalnie dobrą strategią dla dzieci. Ok - jak na razie nie jest źle. Gdzie w takim razie wprowadza słuchaczy w błąd? Popatrzmy.

Nieładnie, Doktorku

O ile Lustig prawidłowo wychwycił zwiększone spożycie kalorii, o tyle całą winę zrzuca na karb węglowodanów. Kłopot w tym, że do poparcia swoich tez wykorzystuje dane z badań naukowych prowadzonych w latach 1989-1995 na dzieciach w wieku 12-17 lat. Wyciąganie wiążących wniosków na podstawie bazy danych tak zawężonej populacji jest dalekie od uzyskania złotego standardu dowodu. Jeżeli już ktoś chce owe analizy cytować, dobrze by je było uzupełnić o badania aktualne, które biorą pod uwagę również osoby dorosłe.

Oto w miarę aktualne badania z USDA Economic Research Service (ERS), biorące pod uwagę procentowe zmiany spożycia całkowitej liczby kalorii w poszczególnych grupach żywności, w latach 1970-2007. Tabela ta może być pobrana z tej strony. Plik jest uaktualniany non stop, więc dostępne dane mogą się różnić od tych podanych w poniższym przykładzie [1].

Mięso, jaja, orzechy - spadek spożycia kcal o 4%
Nabiał - spadek o 3%
Owoce - ten sam poziom
Warzywa - ten sam poziom
Produkty mączne i zbożowe - zwiększone spożycie kcal o 3%
Tłuszcze trans dodane do produktów i potraw - zwiększone spożycie kcal o 7%
Cukier rafinowany dodany do produktów i potraw - zmniejszone spożycie kcal o 1%
Suma spożytych kcal w 1970 wynosiła 2172 kcal. Do 2007 roku spożycie wzrosło o 603 kcal i wynosi 2775 kcal

Analiza powyższych danych wskazuje, że epidemia otyłości jest spowodowana w większym stopniu poprzez wzrost średniego spożycia kalorii niż poprzez konsumpcję produktów i potraw dodatkowo słodzonych cukrem.

Lustig niewłaściwie określa również część równania znajdującą się po stronie "wydatków energetycznych". Analizując badania staje się oczywiste, że w ostatnich dziesięcioleciach aktywność fizyczna spada. King ze współpracownikami porównał dane dotyczące aktywności fizycznej z National Health & Nutrition Examination Survey (NHANES) z lat 1988 - 1994 oraz NHANES z lat 2001-2006 i okazało się, że aktywność spadła o 10% [2]. Z mojego osobistego punktu widzenia, liczba ta wydaje się być dosyć konserwatywna (coś Ci mówi kilkugodzinne surfowanie po Internecie tuz po 8 godzinach pracy przy biurku?). Bez zastanowienia możemy stwierdzić, że owe dodatkowe 603 kcal ląduje w narodowym zapasie tkanki tłuszczowej.

Twierdzenie, że węglowodany to główny winowajca plagi otyłości jest równie śmieszne jak wskazywanie tłuszczu w latach 80 jako głównej przyczyny nadwagi. Lustig idzie nawet o krok dalej i precyzuje imię węglowodanowego kozła ofiarnego - fruktoza. Wydaje się, że najistotniejszym punktem wykładu jest przyrównanie fruktozy do trucizny. Co tu dużo mówić - czy w obecnej sytuacji bardziej potrzebujemy nagonki na subtyp jednego z makroskładników czy szerokiego spojrzenia na problem w wymiarze całościowym?

Fruktza to zło, chromolić kontekst

Czy rzeczywiście fruktoza jest trucizną? Nie możemy odpowiedzieć: absolutnie tak lub absolutnie nie; złowrogość fruktozy zależy tylko i wyłącznie od dozowania oraz kontekstu. Nieustannie powtarzany w wykładzie Lustiga błąd to brak jakichkolwiek wzmianek o dozie fruktozy oraz kontekście spożycia. Swoją linię ataku Lustig opiera na fakcie, że fruktoza w odróżnieniu od glukozy nie wywołuje odpowiedzi insulinowej (oraz leptynowej) i tym samym nie zmniejsza głodu. Ma to prowadzić do przejadania się i otyłości.

Chwilka... Lustig chyba zapomina, że większość fruktozy dostępnej w źródłach naturalnych i spożywczych występuje w połączeniu z identyczną ilością glukozy. Musisz naprawdę się postarać by zdobyć wyizolowaną fruktozę. Sacharoza z kolei to w połowie glukoza, w połowie fruktoza. Syrop glukozowo-fruktozowy (ang. HFCS) ma niemal identyczną strukturę i funkcję co sacharoza. Wniosek do którego zdążam jest oczywisty - wbrew argumentom Lustiga, mamy pod ręką istotne badania naukowe pozwalające stwierdzić, że oba związki chemiczne nie tylko wywołują odpowiedź insulinową, ale mają wpływ na hamowanie głodu [3-6].

Zaraz, zaraz, to nie wszystko. Istnieją badania w których analizowano bezpośredni wpływ spożycia fruktozy oraz glukozy na wielkość zjedzonego później posiłku. Jeden eksperyment nie wykazał żadnej różnicy [7] zaś pozostałe wskazują, że osoby spożywające fruktozę zjadały mniejsze posiłki w odróżnieniu do osób spożywających glukozę [8-10]. Wedle aktualnych badań nie ma wiążących dowodów na to, że spożywana fruktoza działa mniej sycząco od glukozy. Analogiczne badania dotyczą braku różnic w spożywaniu syropu glukozowo-fruktozowego w porównaniu do sacharozy [11]. To by było na tyle jeśli chodzi o dowody Lustiga na zwiększone spożycie pokarmów spowodowane przyjmowaniem fruktozy i cukrów zawierających fruktozę. Wygląda na to, że znacznie łatwiej stworzyć sensacyjne wnioski, opierając się na wynikach eksperymentów z gryzoniami.

We wszystkich znanych mi badaniach na ludziach, które łączą fruktozę ze zwiększonym apetytem w kolejnych dniach, 30% wszystkich przyjmowanych w ciągu dnia kalorii miało formę czystej fruktozy [12]. To liczba 135 gramów czyli ok. 6-7 słodzonych napojów typu coca-cola czy pepsi. Czy rzeczywiście przełomem jest dojście do wniosku, że wypijanie codziennie pół tuzina słodzonych napojów niekoniecznie zadziała prozdrwotnie na organizm? Demonizowanie fruktozy staje się jawną nieuczciwością, jeżeli w swym osądzie nie uwzględnimy jej dawkowania. Jak wszystko, fruktoza w zbyt dużych ilościach nie jest zdrowa, w ilościach średnich jest neutralna, zaś w pewnych przypadkach ma bardzo pozytywny wpływ [13-15].

Nie jestem ambasadorem idei, aby codzienną podaż płynów wzbogacać słodzonymi napojami, jednak oczami wyobraźni już widzę płynące w moją stronę "ataki na chochoła". Ludzie zazwyczaj mają tendencję do myślenia albo-albo, biorąc jedną z pozycji na dwóch ekstremalnych końcach bieguna. Zacytuję w tym miejscu wspaniałą analizę niezależnego badacza Johna White'a:

"Pomimo przykładów problemów metabolicznych wywoływanych przez duże ilości wyizolowanej fruktozy podawanej jako główne źródło węglowodanów w diecie, nie mamy dowodów aby glukozowo-fruktozowe słodziki wywierały takie same efekty. O ile badania, w których wykorzystuje się ekstremalne diety węglowodanowe są przydatne do analiz reakcji biochemicznych, o tyle przy ich wynikach nie można stawiać znaku równości w stosunku do standardowej diety."

Atkins, Japonia, alkohol - e tam!

Lustig zaobserwował, że zarówno dieta Atkinsa jak i Japonia maja jeden wspólny mianownik - brak fruktozy. To naciągane zestawienie, bo trudno by ktoś uwierzył, że Japończycy nie jedzą owoców. Jest zupełnie odwrotnie: banany, grejpfruty, mandarynki, jabłka, winogrona, arbuzy, hurmy, gruszki, brzoskwinie i truskawki stanowią ważny element diety japońskiej [17]. Lustig twierdzi, że Japończycy nie konsumują potraw deserowych czy sosów, które są dodatkowo słodzone sacharozą. To również kłamstwo.

Kolejne uproszczenie ze strony Lustiga to porównanie fruktozy do "wódki bez kopa" działającej toksycznie na wątrobę. To jeszcze wydatniej ilustruje i potwierdza mój punkt widzenia - nawet w odniesieniu do napojów alkoholowych to dawka decyduje o ich szkodliwość lub korzyści dla organizmu. Identycznie jak w przypadku ekstremalnego dozowania fruktozy, Lustig swoje wnioski na temat alkoholu opiera na badaniach, w których etanol był konsumowany w olbrzymich ilościach. Jeżeli postrzegamy etanol tylko poprzez badania w kontekście ekstremalnym, łatwo lekceważyć badania pokazujące pozytywny wpływ na zdrowie alkoholu spożywanego z umiarem (np. wino) [18].

Częściowe odkupienie win

Pod koniec wykładu Lustig zaznacza, że fruktoza zawarta w owocach jest ok, ponieważ neutralizuje ją błonnik. Do pewnego stopnia jest to prawda. Jako przykład gdzie fruktoza występuje z naturalną osłoną dużej ilości błonnika podaje trzcinę cukrową. Gwoli prawdy, ten przykład jest w świecie roślin bardziej wyjątkiem niż zasadą. Zwraca uwagę, że: "gdziekolwiek w naturze znajdzie się fruktoza, jest tam znacznie więcej błonnika". To stwierdzenie jest dalekie od prawdy. Wystarczy analiza kilku często spożywanych w Japonii owoców - jeden średni banan zawiera 27g węglowodanów, w tym 7 gramów fruktozy i 3 gramy błonnika. Średniej wielkości jabłko zawiera 25g węglowodanów, 12g fruktozy i 4g błonnika. Dwie filiżanki truskawek to 24g węglowodanów, 4g fruktozy, 6g błonnika.

Dodam, że błonnik to jeden z wielu owocowych fitochemikaliów, które działają pozytywnie na zdrowie. W związku z tym mówienie, że fruktoza jest zła, zaś skonsumowana z błonnikiem pozwala nam pokonać Ciemną Stronę Mocy, jest dosyć naiwne.

Podsumowanie

Mam dużo szacunku dla dokonań zawodowych Lustiga i podobnie jak on martwię się coraz mniejszą aktywnością fizyczną ludzi i zwiększającą się konsumpcją. Nie zgadzam się jednak (podobnie jak ogrom badań naukowych) z dogmatem unikania fruktozy. Jest to działanie zbyt ekstremistyczne i krótkowzroczne. Mówiąc obrazowo - wygląda na to, że w tym przypadku drzewa zasłaniają Lustigowi las.

Jaki jest wiec bezpieczny dzienny limit fruktozy? Liczba ta jest zależna od wielu czynników, wśród których czołową rolę odgrywa aktywność fizyczna oraz beztłuszczowa masa ciała. W fachowej literaturze znajdziemy dosyć liberalny obóz, który przekonuje, że nawet 90g fruktozy dziennie wpływa pozytywnie na HbA(1c) oraz nie ma większego wpływu na poziom trójglicerydów czy wzrost masy ciała u dorosłych przy konsumpcji do 100g fruktozy dziennie [15]. Obóz konserwatywny z kolei uważa, że bezpieczny przedział dziennej konsumpcji ma znacznie niższą wartość: 25-40 gram dziennie [19]. Zakładając pewien margines błędu i tendencyjność obu stron, możemy z powyższych danych wyliczyć średnią wartość spożycia dla aktywnych fizycznie dorosłych osób wynoszącą ok. 50g dziennie.

Oczywiście nie chodzi tutaj o debatowanie nad precyzyjnym ustaleniem bezpiecznej gramatury fruktozy. Ludzie różnią się od siebie wystarczająco, by liczba zmiennych wprawiła w nie lada zakłopotanie osoby chcące określać ramy stosowania fruktozy w diecie. Najlepszym wyjściem jest spojrzenie z dalszej perspektywy i stosowanie diety w której dominują mało przetworzone źródła żywności oraz dbanie o sportowy tryb życia. Obarczanie fruktozy winą za całe zło, bez analizy konkretnych wartości czy kontekstu, jest równie logiczne co nakłanianie do zaprzestania ćwiczeń fizycznych ponieważ powodują one kontuzje i otyłość poprzez uszkadzanie stawów i wzmaganie apetytu.

Referencje:

[1]Economic Research Service, USDA. Loss-Adjusted Food Availability Data. Updated Feb 27, 2009. [ERS/USDA]
[2]King DE, et al. Adherence to healthy lifestyle habits in US adults, 1988-2006. Am J Med. 2009 Ju; 122(6):528-34. [Medline]
[3]Melanson KJ, et al. High-fructose corn syrup, energy intake, and appetite regulation. Am J Clin Nutr. 2008 Dec;88(6):1738S-1744S. [Medline]
[4]Soenen S, Westerterp-Plantenga MS. No differences in satiety or energy intake after high-fructose corn syrup, sucrose, or milk preloads. Am J Clin Nutr. 2007 Dec;86(6):1586-94. [Medline]
[5]Monsivais P, Perrigue MM, Drewnowski A. Sugars and satiety: does the type of sweetener make a difference? Am J Clin Nutr. 2007 Jul;86(1):116-23. [Medline]
[6]Akhavan T, Anderson GH. Effects of glucose-to-fructose ratios in solutions on subjective satiety, food intake, and satiety hormones in young men. Am J Clin Nutr. 2007 Nov;86(5):1354-63. [Medline]
[7]Spitzer L, Rodin J. Effects of fructose and glucose preloads on subsequent food intake. Appetite. 1987 Apr;8(2):135-45. [Medline]
[8]Rodin J, Reed D, Jamner L. Metabolic effects of fructose and glucose: implications for food intake. Am J Clin Nutr. 1988 Apr;47(4):683–9.
[9]Rodin J. Comparative effects of fructose, aspartame, glucose and water preloads on calorie and macronutrient intake. Am J Clin Nutr 1990;51:428–35. [Medline]
[10]Rodin J. Effects of pure sugar versus mixed starch fructose loads on food intake. Appetite 1991;17:213–9.[Medline]
[11]Moran TH. Fructose and satiety. J Nutr. 2009 Jun;139(6):1253S-1256S. Epub 2009 Apr 29. [Medline]
[12]Teff KL, et al. Dietary fructose reduces circulating insulin and leptin, attenuates postprandial suppression of ghrelin, and increases triglycerides in women. J Clin Endocrinol Metab. 2004 Jun;89(6):2963-72. [Medline]
[13]Livesy G. Fructose ingestion: dose-dependent responses in health research. J Nutr. 2009 Jun;139(6):1246S-1252S. Epub 2009 Apr 22. [Medline]
[14]Dolan LC, et al. Evidence-based review on the effect of normal dietary consumption of fructose on development of hyperlipidemia and obesity in healthy, normal weight individuals. Crit Rev Food Sci Nutr. 2010 Jan;50(1):53-84. [Medline]
[15]Livesey G, Taylor R. Fructose consumption and consequences for glycation, plasma triacylglycerol, and body weight: meta-analyses and meta-regression models of intervention studies. Am J Clin Nutr. 2008 Nov;88(5):1419-37. [Medline]
[16]White JS. Straight Talk About High-Fructose Corn Syrup: What it is and What it Ain’t. Am J Clin Nutr. 2008 Dec;88(6):1716S-1721S. [Medline]
[17]Dyck JH, Ito K. Japan’s fruit and vegetable market. Global Trade Patterns in Fruits and Vegetables. [ERS/USDA]
[18]Saremi A, Arora R. The cardiovascular implications of alcohol and red wine. Am J Ther. 2008 May-Jun;15(3):265-77. [Medline]
[19]Sánchez-Lozada LG, et al. How safe is fructose for persons with or without diabetes? Am J Clin Nutr. 2008 Nov;88(5):1189-90. [Medline]
Czytaj więcej ...

Autorzy

Tłumaczenia za zgodą autorów.

Alan Aragon


Alan Aragon posiada ponad 20 lat doświadczenia w branży fitness, tytuł Bachelor and Master of Science in Nutrition uzyskany z najwyższymi wyróżnieniami. Wszechstronna edukacja: Commission on Dietetic Registration, National Academy of Sports Medicine, National Strength & Conditioning Association. Wykładowca, szkoli i edukuje różnorodną publikę. Wykładał m.in. dla lekarzy Amerykańskiej Agencji ds Żywności i Leków oraz na konferencji Związku Dietetyków w Los Angeles. Trener personalny mający pod swoimi skrzydłami zarówno amatorów jak i zawodowych sportowców z zespołów takich jak Los Angelse Lakers, Los Angeles Kings, Anaheim Mighty Ducks. Jest autorem niezależnego, comiesięcznego raportu Alan Aragon's Research Review (AARR) w którym dokonuje krytycznej analizy najnowszych badań naukowych dotyczących dietetyki, treningu oraz suplementacji.
Jest moderatorem największego anglojęzycznego forum sportowego forum.bodybuilding.com. Choć nie za bardzo lubi się tym chwalić, z racji inteligencji, racjonalności, opierania praktyki i wiedzy na dowodach naukowych (a także wybitnych umiejętności trollowania innych użytkowników) uzyskał tam status dietetycznego guru. Praktyka i poglądy Alana są zweryfikowane dowodami a nie domysłami, dzięki czemu jego głos w każdej dyskusji jest niezwykle ceniony.

Tłumaczenia:
Fruktoza tuczy? Gorzka prawda o cukrowej nagonce.
Efektywne spalanie tłuszczu – aeroby czy trening interwałowy?

Martin Berkhan


Martin Berkhan pracuje jako doradca żywieniowy, autor publikacji oraz trener personalny. Jest jednym z najbardziej znanych popularyzatorów idei Intermittent Fasting czyli Postu Okresowego. Twórca Leangains - odmiany IF nakierunkowanej na osoby ćwiczące siłowo.
Jak sam pisze, w dziedzinie treningu i odżywania jest pasjonatem-samoukiem. Uzyskał tytuł bachelor’s of Medical Sciences and Education ze specjalnością Public Health Sciences. Nabyta wiedza i praktyka okazały się istotnym narzędziem w poszukiwaniu nowych dróg i odseparowaniu faktów od zabobonów. Największą popularność przyniosły mu publikacje obalające kilka dogmatów żywieniowych i treningowych uznawanych przez dziesięciolecia za niemal świete. O jego wiedzy i umiejętnościach najlepiej świadczy obszerna lista zadowolonych klientów i wciąż rosnąca kolejka zainteresowanych współpracą. Od początku do końca zachowuje integralność, pomimo internetowej sławy nie zmienił się z pasjonata w marketera i nie sprzedał swego imienia za kilka ściemnionych ebooków czy garść bezwartościowych suplementów. Niestrudzenie praktykuje to, co naucza.
Miłośnik serników, steków i wytrawnych alkoholi. Znaki rozpoznawcze - znakomite wyniki siłowe i poziom tkanki tłuszczowej 5-9% przez okrągły rok.

Tłumaczenia:
Większy przyrost masy po treningu na czczo?
Intermittent Fasting, Punkt Równowagi i Leptyna
Wieczorne posiłki lepsze dla spalania tłuszczu i zdrowia?

Lyle McDonald


Lyle McDonald - człowiek instytucja - pierwszy oficjalny internetowy idol pakerokujonów. Poświęcił ponad 20 lat badaniom ludzkiej fizjologii, analizując naukę stojącą za redukcją tłuszczu, przyrostem masy i rekompozycją ciała. Autor wielu kultowych pozycji (książki "Ketogenic Diet", "Rapid Fat Loss Handbook", "Guide to Flexible Dieting", "The Ultimate Diet 2.0" i wiele więcej) oraz niezliczonej ilości artykułów. Mega wszechstronne pole zainteresowań i wykształcenie na Uniwersytecie Kalifornijskim: fizjologia, anatomia, biochemia, endokrynologia, prace na temat fizjologii ćwiczeń, biomechaniki i odżywiania.
Jak sam pisze próbował sportów siłowych, jednak jak się okazało nie była to jego droga. Z tego względu oraz jego stricte naukowego podejścia do żelaznego sportu krytykowany przez wielu koksów-półmózgów ("Do you even lift bro?":). Próbował sił w różnych sportach, m.in. w triathlonie, jednak jego konikiem okazało się... łyżwiarstwo szybkie (próbuje dostać się do kadry USA). Jako trener personalny pracuje głównie z lekkoatletami.

Tłumaczenia:
Genetyczny potencjał naturalnego przyrostu masy mięśniowej
Dieta na Spalanie Tkanki Tłuszczowej wg. McDonalda cz.1 oraz cz.2
Strategie na Przyrost Masy Mięśniowej

Eirik Garnas


Eirik Garnas to norweski trener personalny i student dietetyki.
Jego blog organicfitness.com jest źródłem wielu niezwykle ciekawych artykułów skupiających się na biologii ewolucyjnej, analizie diety przodków oraz medycynie darwinistycznej. W orbicie zainteresowań Eirika leży genetyka i ludzki mikrobiom - w tym właśnie innowacyjnym kontekście analizuje optymalne sposoby poprawy zdrowia i sprawności fizycznej. Jego publikacje pojawiały się m.in. na blogu Breta Contrerasa i stronie Personal Trainer Development Center.
Prywatnie miłośnik seriali, zimnych pryszniców i sportów drużynowych.

Tłumaczenia:
Ewolucja jako podstawa zrozumienia diety i żywienia człowieka
Jak naprawdę powinna wyglądać zdrowa dieta?
Czytaj więcej ...

Nowa odsłona strony Rekompozycja.pl

Witam wszystkich!

Poprzedni autor i właściciel domeny Rekompozycja.pl zaprzestał publikacji i pozostawił projekt na pastwę losu. Niektórzy zapewne pamiętają, że strona była źródłem kilku naprawdę interesujących artykułów, m.in o Intermittent Fasting. Niedawno udało mi się zakupić domenę z zamiarem wskrzeszenia idei na nowo. W miarę wolnego czasu postaram się tutaj publikować tłumaczenia ciekawych artów autorstwa mniej lub bardziej znanych zachodnich dietetyków i trenerów. Będą tłumaczenia najnowszych artykułów jak i odrobinę starszych - wszystkie łamiące stereotypy i zawierające informacje które w mojej opinii warto poznać.
Zapraszam do czytania.

Daniel
Czytaj więcej ...